niedziela, 3 maja 2015

Drobiowy tusz do rzęs i smocze jaja czyli zaluszowana po uszy.



Nie tak dawno koleżanka wrzuciła na FB post z bloga Zielonyzagonek, z którego dowiedziałam sie, ze komercyjnie stosowane tusze do rzęs wcale nam nie sluza. Wypełnione metalami ciężkimi osłabiają rzęsy i doprowadzają do ich wypadania. W poście podany był przepis na tusz do rzęs domowej roboty. Przepis okazał sie niezwykle prosty. Do produkcji potrzebne było zółtko, węgiel leczniczy oraz kropla oleju lawendowego. Buchając entuzjazmem ruszyłam do apteki w szlachetnej misji ratowania powiek przed wylysieniem. Niestety czy to mój opis upragnionego produktu nie był wystarczajaco precyzyjny, czy tez na Wyspie nie używa sie na codzień węgla leczniczego, dośc ze w efekcie moich popisów krasomówczych, niezwyle uprzejmy pan poinformował mnie, ze takowego produktu na składzie nie ma, może sprowadzić za £19 za gram. Dziekuje uprzejmie.

Szcześliwie funfela przebywała akurat w kraju, zwróciłam sie wiec do niej z prośba o dostarczenie kluczowego elementu do produkcji tuszu. Kiedy upragniony środek znalazł sie w końcu w moim posiadaniu radośnie wsypałam zawartość dwóch kapsułek wegla do żółtka, wymieszałam, dodałam oleju migdałowego i przy pomocy wykałaczki z Lidla nałożyłam na rzęsy. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Czarna breja pięknie zaschnięta na rzęsach dawała efekt do złudzenia przypominający normalny tusz do rzęs. Produkt okazał sie być trwały a jedynym minusem jest to ze nowy trzeba dorabiać bo sie psuje ;)




 Niezwykle z siebie dumna zaczęłam dalej wgryzać sie w świat kosmetyki naturalnej i tak trafiłam do odpowiednika kosmetycznego raju na ziemi, czyli sklepu firmy Lush.


Od pierwszej chwili gdy przystąpiłam próg otoczyły mnie zapachy. Powietrze w pomieszczeniu jest od nich gęste i ich natezenie wywołuje lekki zawrót głowy. Rozglądam sie dookoła szukając na polkach czegoś co mogłabym zidentyfikować, jednak bez rezultatu. Otacza mnie feeria kolorów i różnorakich kształtów. Zlokalizowawalam wzrokiem coś co przypominało kącik z perfumami. Staje przed skromna półeczka i omiatam wzrokiem ustawione tam flakoniki. Jak na sklep umieszczony na jednej z najdroższych  ulic w Edinburgh flakoniki prezentują sie wyjątkowo skromnie. Żadnych wymyślnych kształtów czy kolorów, po prostu zwykła kwadratowa buteleczka z papierowa naklejka. Nazwy na flakonikach dają do myślenia, od perfum o nazwie Brud, czy Rozklad i Smierć po Słońce czy Karmę. Nie będąc całkiem przekonana czy naprawdę chce pachnieć jak Brud, sięgam po Karmę. Wychodzę z założenia ze jeśli będzie zle pachniała, to taka widać jest moja karma.

Ostroznie psikam trochę na rękę, zapach ktory sie dobywa z buteleczki jest bardzo intensywny i przywodzi na myśl szalone lata 60 te, dzieci kwiaty, kadzidełka i patchouli. Troszeczkę już uspokojona, ze moja karma, aczkolwiek niewątpliwie zakręcona to jednak jest ok, siegam po kolejny zapach o nazwie Vaniliary. Zakładając ze nic co pachnie jak wanilia nie może być przykre dla nosa,  psiknelam i natychmiast znalazłam sie w zapachowym niebie. Otacza mnie chmura woni która przywodzi na myśl słońce, ciepło i radość tego typu która odczuwamy na wakacjach w luksusowym kurorcie za które nie będziemy płacić.  Popatrzyłam z niedowierzaniem na niepozorna buteleczkę jak to możliwe ze kryje ona w sobie taki cud? Ruszam dalej. Obok półeczki z perfumami były wyeksponowane cienie do powiek, wyglądające intrygujaco w malutkich buteleczkach. Żaden z cieni nie jest w postaci pudrowej jak w innych sklepach i większość z nich ma przedziwne kolory wściekły niebieski czy pomarańczowy czy żółty. Cała cześć makijażowa przypomina raczej stoisko w średniowiecznej  aptece. Podchodzi do mnie jedna z kilkunastu osób z obsługi i pyta czy potrzebuje pomocy. Pytam o krem do rak, ależ oczywiście mamy takie! Prowadza mnie przed inna polke gdzie zaprezentowany mi zostaje pojemniczek z czarnego plastiku. Osoba która mi asystuje przy zakupie zalewa mnie potokiem słów objaśniających jakie to cudowane właściwości ma ten krem. Nauczona wieloletnim doświadczeniem z rożnymi produktami cud, przyjmuje te rekomendacje z odrobina niedowierzania.Jak sie potem okazuje kompletnie nieuzasadniona.

Pokazane mi zostaje jeszcze kilka innych produktów do pielęgnacji ciała. Wszystkie w jednakowych, nawet można powiedziec nudnych, czarnych pojemniczkach. Przyzwyczajona, ze pojemniki na krem maja przyciągać uwagę klienta a nie służyć tylko za opakowanie do utrzymania kremu w środku,  z pewna rezerwa patrzę na prezentowane mi produkty. Osoba z obsługi podtyka mi pod nos tester kremu do twarzy ktory pachnie jak..... zielsko. Po ponad tygodniu uzywania tego produktu stwierdzilam ze jest genialny. Moja dotad wysuszona na wior skora na twarzy, ktorej zaden inny produkt jak dotad nie pomagal, odzywa pod wplywem tego kremu.

Coraz to bardziej zaciekawiona prosze o informacje o szamponach i zostaje zaprowadzona do kolejnej polki gdzie w stosach lezą produkty w żadnym razie szamponu  nie przypominające. Po krotkim wywiadzie dotyczącym moich włosow wręczono mi owalna kosteczkę czegoś wściekłe różowego co pachniało absolutnie cudownie. 



 Mój mózg już w tym momencie całkowicie rozmiękczony przez atakujące go zewsząd wonie i kolory, odmawia wykonywania dalszych prosecow myślowych. Stoję wiec i patrze z ogromnym zainteresowaniem na prezentacje jak uzywac, kosteczki szamponowej. Następnie bomby zapachowej do kąpieli po czym batonu do kąpieli, ktory od bomby rożni sie tym ze wytwarza pianę. Na koniec zaprezentowane mi zostało użycie czegoś co wyglądało jak plastelina a okazało sie być produktem uniewersalnym, czyli żelem pod prysznic, szamponem, batonem do kąpieli i mydłem.

Tego co jest dostępne w sklepie i jak zorganizowana jest firma Lush nie da sie krótko opisać. Lush to Firma angielska która  używa tylko naturalnych składników, Żaden z tych kosmetyków nie był testowany na zwierzętach a wszystkie zioła i olejki pochodzą tylko od dostawców którzy nie wykorzystują taniej siły roboczej (fair trade). Te nudne czarne pudełeczka, wykonane zostały z plastiku w 100% z odzysku, a żeby zachęcić klienta do dalszego przetwarzania tego materiału za każde 5 pudełeczek przyniesionych spowrotem do sklepu oferuja maseczkę do twarzy za darmo. Na każdym pojemniczku jest malutka graficzna podobizna osoby która je wykonała. Krem do twarzy pachnący zielskiem upiększa podobizna chłopaka o imieniu Ben. W sklepie oprócz wszystkich cudowności znaleść  można tez produkty których dochód całkowity ze sprzedaży przeznaczony jest na cele charytatywne.

Wychodząc ze sklepu miałam w torbie wściekłe różowa kostkę do mycia włosów która zapachnila mi łazienkę różami, pachnący zielskiem krem do twarzy, a także dwie kule do kąpieli, taka ze sprzedaży której cały dochód idzie na walkę z krwawymi sportami jak walki byków oraz "Smocze jajo". Na zdjeciu charytatywna kula kapielowa.



 Takie kule  daja multum frajdy w kąpieli, jest ich w sklepie sporo i każda ma inne właściwości "Smocze Jajo" po wrzuceniu do wody  buzuje i kręci sie, wydzielając z siebie niezwykle wonie. Po czym zmienia kolor wody w wannie na pomarańczowy a na koniec zachowuje niespodziankę, złoty środek, ktory wypełnia wodę w wannie delikatnym mieniącym sie brokatem. Smoki kochają złoto, każdy o tym wie......... A co najważniejsze, wygładza skore i pomaga sie odprężyć po całym dniu. 
Podsumowujac, deklaruje ze od tej chwli jestem Zaluszowana po Uszy!



p.s. W odpowiedzi na zapytanie Panterki oto filmik przedstawiajacy kulke kapielowa "Smocze Jajo" w akcji. Niestety nie zostalo uwiecznione jak sie otwiera i zmienia kolor wody na pomaranczowy, poniewaz na tym etapie bylam juz w wannie a telefon w pokoju :) Kula otwiera sie dlugo i zapewnia fantastyczne wrazenia z kapieli, ta biala piana ktora widac na filmiku cudownie nawilza skore! Naprawde polecam :)



Co do cen, to nie sa wygorowane, powiedzialabym ze sa rozsadne. Problem polega na tym ze w tym sklepie chcialo by sie kupic wszystko. Doslownie. Gdybym miala na wydanie £500 to spokonie bym je przebujala na te produkty i zalowala ani funta. Krem do twarzy kosztowal o ile pamietam okolo £14 i jest warty kazdego pensa, kule do kapieli cenowo ksztaltuja sie £2.35 - £3.25 a szampony w kostkach roznie ten rozowy ktory ja kupilam byl za £5.25. Link do strony Lush

p.s. 2 Zapomialam dodac ze powachalam tez perfumy o nazwie Brud i pachnialy bardzo ladnie :))

 

10 komentarzy:

  1. Zdradz jeszcze, jak ksztaltuja sie ceny za te cudenka. Swoja droga bardzo mnie zaciekawilas forma "szamponow", ich intensywnymi woniami i wlasciwosciami. To smocze jajo jest trudne do wyobrazenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzupelnilam wpis o ceny i dodatkowe informacje :)

      Usuń
    2. Zaiste dziwne nazwy. Brud, a pachnie ladnie... ;)

      Usuń
    3. Prawda :) a dla mnie i tak Vaniliary to najładniejszy z zapachów ktore tam maja. Myśle ze bedzie wiecej o firmie Lush niedługo :)

      Usuń
  2. Niesamowite :). Kupowałam już mydła i kremy naturalne (dostępne w internecie), a Lush wygląda mega profesjonalnie i wyjątkowo atrakcyjnie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie jestem z ich produktów zadowolona. Myśle ze bedzie jeszcze jeden wpis o Lushu bo w miedzy czasie podowiadywalam sie nowych rzeczy :)

      Usuń
  3. Sklep Lush zawsze poznac z dwudziestu metrow :-) Rzadko tam wchodze bo moje wrazliwe nozdrza nie daja rady. Nie wiedzialam ze maja takie cudenka, myslalam ze tylko mydla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez myslalam ze tylko mydla :) ale warto raz wziasc gleboki wdech i przedrzec sie przez powalajace wonie, bo za mydlami czaja sie szampony, kremy, perfuny, balsamy, maseczki (podobno o cudownych wlasciwosciach) odzywki do wlosow a ponad to Spa...... :))))

      Usuń
  4. Jaka szkoda, że w Polsce nie ma tego sklepu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jest Allego! Z tego co mi wiadomo to tam maja produkty Lush :))

      Usuń