niedziela, 16 lipca 2017

Kjujewna rusza na safari ... w Anglii

 

Ostatni z serii wpisów o mojej krótkiej wyprawie do Anglii. Jedyna z atrakcji którą postanowiłam zwiedzić, a ktora nie miała nic wspólnego z historia, zamkami, starożytnymi kręgami kamieni czy rzymskimi legionami. Za to wszystko ze zwierzątkami. Park rozrywki Longleat, jest najstarszym i najbardziej znanym parkiem tego typu w Europie. Początkowo można było tu podziwiać glownie lwy na wybiegu, stad tez logo parku Longleat, przedstawiające lwa. Dzisiaj mamy tu lwy, tygrysy, lemury, strusia, słonie i wiele, wiele innych .... jednym słowem , wszystko czego szanujący się safari park potrzebuje by przyciągnąć turystów.

 
 
 
 
 
Zamiast opisywać każdą atrakcje po kolei (bo to zajęło by pol dnia) skupie się na tym co zapamiętałam najlepiej. To czym safari park rozni sie od zoo jest fakt ze w swoich zagrodach, czasmi naprawde duzych, zwierzeta chodza jak im sie podoba i gdzie im sie podoba. Na przyklad moga, jesli chca, wejsc na droge powdodujac ze auta musza omijac je dookola, po trawie.
 
 
Inna sprawa ze, nie zobaczyłam lwa. Znaczy, wiem jak lew wygląda, lwy widziałam w zoo, a także w Drummond Safari Park w Szkocji, jak sobie leżały na trawie i wyglądały na zadowolone z życia. W Longleat jednak nie miałam tej przyjemności. Widzialam tygrysa i gepardy ale nie lwa.
 
Każdy z wybiegów dla duzych kotow, dysponuje spora iloscia przestrzeni, oraz duża ilością krzaków i drzew w których zarówno tygrysy jak i lwy spokojnie mogą się ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi. Uznałam, ze to dobrze i nie pogniewałam się na lwy, za to ze nie pofatygowały się do mnie tego dnia.
Za to zobaczyłam tyłki hipopotamów. W sumie czemu sie dziwić? Hipopotama tez da sie trzymac w zoo, ale tu hipopotamy, a raczej hipopotamice, maja do swojej dyspozycji nie basen a jeziorko. Dzieki temu podobnie jak lwy, jeśli nie zechcą to nie będą widziane.
Aby podziwiać hipopotamy należy wsiąść na mała barkę/lodz wyposażona w spora ilość miejsc siedzących, która cały dzień odbywa kursy w te i wewte. Atrakcje na łódce obejmują hipopotama, goryla staruszka, który na starość dorobił się własnej wyspy, oraz lwy morskie.
Staruszek goryl, nie lubi paparazzi i wraził to bardzo dosadnie, zasłaniając się gałęzią jak tylko nasza barka podpłynęła blisko wyspy.
 

Lwy morskie za to wcale nie przejmują się zwiedzającymi, a wręcz przeciwnie!
Radosnie witają każdy kurs lodzi,  bo znakomicie wiedza, ze zaraz uszczęśliwieni zwiedzający będą rzucać do wody male porcje rybek (£1 za kubeczek). Myliby się kto sadząc ze tylko dzieci byly zainteresowane dokarnianiem lwow morskich. Do kolejki po kubeczek, w którym znajdowała się mala szprotka lub dwie, stanęli dziarsko ludzie w każdym wieku, w tym ja. Niestety przydział na ten rejs zakończył się szybko i nie miałam okazji rzucić rybki w wodę.
Za to miałam okazje karmić sarenkę z reki.  Musze przyznać ze jest to troche dziwne doświadczenie, obserwować sarny, w naturze dzikie i nieufne stworzenia, traktujące samochody jako ruchome karmiki. Cale "stada" aut podjeżdżają na trawę, ludzie w środku wyposażeni zostają w plastikowy kubeczek zawierający sarni przysmak (£1 za kubeczek) oraz chusteczkę nasączoną środkiem do dezynfekcji. Ludzie, mniej lub bardziej cierpliwie czekają w autach, az sarna podejdzie do otwartego okna, po czym nakarmiwszy sarenkę skrupulatnie wycierają paluszki w chusteczki i odjeżdżają.
 
 

Wziawszy udzial w takiej akcji, musze przyznac ze, pyszczek sarenki jest aksamitny, przemiły i przesympatyczny w dotyku i ciesze się ze miałam okazje takowego pyszczka dotknąc.

W pewnym oddaleniu od stada innych sarenek zobaczylam matke z malym sarniatkiem, malenstwo juz na wlasnych nozkach ale nozki te jeszcze nie tak calkiem pewne. Co jakis czas sie potykalo i wolalo mame, ktora przybywszy na ratunek pocieszala malenstwo i dodawala mu odwagi.
 

Jak sarenka tak i pużka calkowicie mnie zachwyciła. Cudownie kolorowe malutkie papużki siedziały w naprawdę dużej klatce (tak duzej ze ludzie swobodnie w srodku sie poruszali, nie czujac sie jak w klatce)  przy wejściu do której młoda dziewczyna sprzedawała nektar (£1 za malutki kubeczek). Male spryciule znakomicie wiedziały ze każdy nowo wchodzący wyposażony będzie w kubeczek nektaru. Czyhały wiec nad wejściem do klatki by zanurzyć dziób w nektarze, doslownie sekundy po świeżej dostawie.
 
Klatka jest na tyle, duża ze papużki które nie maja checi na nektar mogą spokojnie udać się w inny koniec i tam albo uciąć sobie drzemkę albo wdać sie w bójkę z kumplami.
 
W ośrodku jest więcej atrakcji, miniaturowa kolejka na którą można wsiąść, ciemnia z nietoperzami, gdzie latają nam nad głowami, akwarium gdzie można głaskać rybę płaszczkę, wybieg dla piesków preriowych, wybieg dla malutkich małpek gdzie mogą również ponad głowami widzów biegać po linach. W zasięgu wzroku ale poza zasięgiem rak. I wiele, wiele innych.
To by bylo na tyle, jesli chodzi o moj wyjazd do Anglii. No i o czym ja teraz bede pisac  ;)
 
 


10 komentarzy:

  1. Spora kase trzepia na tym pokarmie dla zwierzakow. Chyba w zwiazku z tym nie sa one przekarmiane, co? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie sa, na każdym rejsie dają tylko kilka tych rybek do rzucenia. A i tego nektaru było tylko troszkę w pojemniczku, tyle zeby dzioba zanurzyć :)

      Usuń
  2. Podobają mi się te przestrzenie i więcej swobody dla zwierzaków niż w ZOO. Dzięki za interesyjącą wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zwierzaki maja tam wiecej przestrzeni. Przyjemne miejsce na wycieczkę :) jeśli będziesz kiedyś w Anglii to koniecznie odwiedź, rozrywka całodniowa :)

      Usuń
  3. Fajne to safari! Na pewno zwierzętom jest tam o niebo lepiej niz w zoo.W ogóle powinni wszelkie zoo zlikwidować i przenieśc zwierzaki na takie wspaniałe miejsca, jak to opisywane przez Ciebie. Żeby one też miały cos, z życia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesli mam wybor pomiedzy zoo i safari park to safari zawsze gora. Zwierzaki maja wiecej swobody, kiedy chca sie pokazac to sie pokaza, jednakze, zawsze najlepsze bedzie dla nich naturalne srodowisko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne doświadczenia - zwłaszcza z tygrysem, gorylem, hipciami, sarenkami, lwami morskimi... Aż mi się przypomina gimnazjalna wycieczka do zoo w Krakowie. Zaczęliśmy drażnić lwy w klatce. W końcu nie wytrzymały - jak ryknęły, tak wszyscy trzy metry w górę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz Celcie, przecież nawet jest takie powiedzonko...nie drażnij lwa! ;)

      Usuń
    2. Zdaje się, że my go jeszcze wtedy nie znaliśmy :D

      Usuń